No właśnie, nie znacie. Niniejszym chciałbym zgłosić włamanie. Ktoś (ruskie służby, amerykański nastolatek, bułgarskie modelki zachwycone urodą pana marszałka) dokonał włamu na tożsamość Ryszarda Terleckiego. Ta impersonacja była na tyle udana, doskonała wręcz, że udzielała wywiadów prasowych i nikt się nie kapnął. No, poza moją osobą.
Ale po kolei, bo ja jak zwykle od środka zaczynam. Słyszeli państwo o #Hot16Challenge? Polega to z grubsza na tym, że ludzie, którzy za żadne pieniądze nie powinni nigdy śpiewać, czynią to i jeszcze oczekują za to kasy. Że niby na pomoc w walce z wirusem. Prędzej dałbym tym szantażystom forsę, byle tylko nie występowali publicznie, ale mleko się rozlało i każdy już zdążył nas uraczyć. Jednym z nich był syn Gowina Starszego, zwany Gowinem Młodszym. Jego talenty poetycko-wokalne ujęły mnie umiarkowanie, ale umówmy się, ani on do mnie nie śpiewa, ani mojej opinii nie wygląda. Bóg z nim.
Gowin Młodszy wzbudził jednak spore zainteresowanie gawiedzi głównie tym, że wygląda, no fizyk powiedziałby, że wygląda identycznie jak Gowin Starszy, bo ten wektor ma taki sam kierunek, punkt przyłożenia i taką samą wartość, zwłaszcza wartość. Tylko zwrot ma przeciwny. Gowin Młodszy używa więc brzydkich wyrazów, których Starszy nawet nie zna, i wygląda jak oblojdra. Zdaniem innego niż wspomniana dwójka filozofa, prof. Ryszarda Legutki, w Krakowie znają takie słowo i opisują nim człowieka o elegancji kloszarda.
A teraz wróćmy do naszej impersonacji. Oto napatoczyła się ona w sejmowym korytarzu na kamerę i skomentowała występ Gowina Młodszego. „To jakiś świr" – rzekł rzekomy Terlecki i już wiedziałem. Ha, mamy cię, podróbko! Otóż prawdziwy Ryszard Terlecki w żadnej ze swych natur nie użyłby tych słów. Jak wiadomo, nauka rozróżnia trzy natury Ryszarda Terleckiego: profesor, Pies, dżolero. Żadna z nich nie mogła tego powiedzieć, co dowiodę zaraz.
Prof. dr hab. Ryszard Iwon Terlecki (w Krakowie chłopcom daje się na drugie imię coś żeńskiego, co uczeni nazywają gender cracoviensis i za przykład dają pewnego Jana Marię) to człowiek z inteligenckiej, mieszczańskiej rodziny, autentyczny profesor. W życiu nie powiedziałby o czyimś dziecku w ten sposób, proste. Tym bardziej Pies – legenda krakowskich hipisów, człowiek deklamujący „Skowyt" Ginsberga do dzisiaj, z tym że dziś podobno w ubraniu. Krótkie wspomnienie własnych strojów – lub ich braku – kazałoby mu co najwyżej wydąć wargi w grymasie pogardy, że dzisiejsza młodzież to nawet porządnej amby zrobić nie potrafi. Żaden hipis po przejściach, tym bardziej legenda ruchu, nie wydoroślał tak ponuro, to niemożliwe. I wreszcie Terlecki – dżolero. Ten w ogóle na chłopca, nawet urody wyjątkowej, nie zwróciłby uwagi, bo jako znany kobieciarz co innego w głowie miał od maleńkości.